Recenza maseczek Facefood + trochę historii

Dawno dawno temu była sobie firma Montagne Jeunesse, produkująca różne typy maseczek. Często pod różnymi nazwami. Kiedyś była marka Facefood i takie produkty…

Może ktoś je pamięta? Ja nawet pamiętam, że kiedyś je kupowałam, to były zamierzchłe czas późnej podstawówki czy wczesnego gimnazjum i były dla mnie wtedy synonimem luksusu, który odmieni moją cerę;)

Później te maseczki zniknęły ale pojawiły się inne pod nazwą Chantelle

*zdjęcia pochodzą ze stron wizaz.pl i esentia.pl

Dla niewprawionego oka są to zupełnie inne kosmetyki ale producent ciągle pozostawał ten sam – Montagne Jeunesse. Tych akurat zbyt dobrze nie wspominam, jedna zupełnie nie działała, druga praktycznie wypaliła mi twarz. Do tego każda pachniała i wyglądała jak chodzący układ pierwiastków chemicznych.

Producent jednak się nie poddał i zafundował nam miks tego co proponował do tej pory. Powrócił do nazwy Facefood, jednak opakowania zostawił już takie jakie były. W składach też trochę się pozmieniało bo obecnie dostępne maseczki są całkiem do rzeczy. Do tej pory spotkałam się z czterema rodzajami maseczek z czego wypróbowałam trzy.

Sea Herbs & Mud Cleansing Masque, 3,50 zł, Facefood

Maseczka oczyszczająca z wodorostami i minerałami jest moją ulubioną. Doskonale oczyszcza, wysusza istniejące wypryski, odświeża, rozjaśnia twarz, domyka i zmniejsza pory. Twarz po jej użyciu jest przyjemnie wygładzona ale nie wysuszona więc nie musimy z obłędem w oczach pędzić po krem;)

Zawsze trochę ją przetrzymuję (nie specjalnie, po prostu nie chce mi się wstawać i jej zmywać-takie lenistwo to już choroba) i nie podrażniła mi dotąd twarzy, za co należy jej się duży plus. Jeżeli chodzi o aplikację i zmywanie to też nie sprawia żadnych problemów, maseczka ma kremową konsystencję dzięki czemu łatwo ją nałożyć i nie zasycha na twardą skorupę więc przyjemnie się ją zmywa.

Mała uwaga: maseczka chłodzi skórę przez cały czas gdy mamy ją na twarzy co może być sporym dyskomfortem przy obecnych temperaturach.  Jest to całkiem mocne uczucie więc osobom o wrażliwych cerach może przeszkadzać.  Zapach neutralny, trochę jak męskie perfumy ale nie jest jakiś irytujący. Wydajność też w porządku, ja używam bardzo oszczędnie jedną saszetkę na dwa razy ale spokojnie można od razu zużyć całość i nie bawić się w trzymanie otwartego opakowania. Bardzo praktyczna sprawa.

Cucumber &Apple reviving Masque, 3,50 zł, Chantelle

Tej maski bałam się najbardziej bo jej poprzednia wersja praktycznie poparzyła mi twarz.
Właściwości takie jak wydajność, zmywanie itp. ma praktycznie takie same jak poprzedniczka więc nie będę się powtarzać i od razu przejdę do meritum, czyli do rezultatów.  A te są całkiem niezłe. W porównaniu do maseczki morskiej trochę gorzej oczyszcza twarz ale z drugiej strony lepiej nawilża.  Idealna dla kogoś dla kogo poprzednia maseczka okazała się zbyt agresywna. Skóra po użyciu jest przyjemnie nawilżona i napięta. Jednak dla suchych cer efekt może być zbyt słaby ale nie jest to w końcu maseczka typowo nawilżająca. Dobrze rozjaśnia cerę i nadaje jej zdrowego wyglądu. Warto wypróbować.  Ma również bardzo ciekawy zapach- zielonego jabłka.

Avocado Oil & Walnut Exfoliating Masque, 3,50 zł, Facefood

Całkiem godny uwagi produkt. Bardzo podoba mi się, że po 2-3 minutach masażu peelingującego zostawiamy go na twarzy przez ok. 10 min jako maseczkę. Zdecydowanie jestem fanką produktów typu 2 w 1, oszczędzamy czas i oczywiście pieniądze.

Drobinki w maseczce są całkiem spore, można je wyczuć bez problemu już w opakowaniu więc jeżeli ktoś boi się, że mogą okazać się zbyt drażniące zawsze może to sprawdzić w sklepie. Nie jest ich jakoś bardzo dużo ale sporo i spełniają swoje zdanie. Po zostawieniu jako maseczka nie podrażnia za to odrobinę nawilża, napina i odświeża skórę. Twarz po zabiegu jest odświeżona, pory zmniejszone a skóra gładka. Zaskoczona byłam zapachem tej maseczki, odświeżający, trochę ogórkowy, mam też wrażenie że produkt lekko chłodzi skórę. Wydajność taka jak w przypadku pozostałych produktów: na siłę można użyć jedna saszetkę na dwa razy (na samą twarz) a jak ktoś nie lubi bawić się z otwartymi saszetkami to bez problemu zużyje jedna saszetką na raz.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Recenzje i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Recenza maseczek Facefood + trochę historii

  1. Linusiaczek pisze:

    Bardzo mnie zainteresowałaś tymi maseczkami. Używałam Montagne Jeunesse i też zwróciłam uwagę na to, że były bardzo mocne. Lżejsza wersje może być fajnym pomysłem.

    • Widać, że producentom zależy żeby ich produkty były jak najlepsze więc jest szansa, że będą się sugerować opiniami klientów;) A fajne maseczki ma Bielenda, jedne z delikatniejszych jakich zdarzyło mi się używać do mojej tłustej cery. Niektórym chyba się wydaje że dobra maseczka oczyszczająca to taka, która wysuszy skórę na wiór i wypali wszystkie wypryski;)

Dodaj komentarz